Rok po ślubie Klaudia i ja cieszyliśmy się z udanego pożycia małżeńskiego i robiliśmy co w naszej mocy, by naszą rodzinę jak najszybciej powiększyć. Spędzaliśmy wolny czas wspólnie robiąc to, co kochamy – jeżdżąc na rowerach, doglądając ogródka, spacerując po polnych drogach. Po współpracy z Klaudią nad wykończeniem wnętrz w naszym przepięknym domu odkryłem w sobie prawdziwy zmysł architekta. Pomysły na wnętrza, ciekawe aranżacje i rozwiązania designerskie wręcz się ze mnie wylewały. Otworzyliśmy z żoną firmę (taką, na którą kilka lat wcześniej nie mogłem sobie pozwolić), która już od pierwszych tygodni działalności cieszyła się sporą popularnością. Równie szybko okazało się również, że cechy, które dzieliliśmy z Klaudią – zdecydowanie, nieustępliwość, przekonanie o własnej racji – uniemożliwiało nam owocną i bezkonfliktową współpracę, a w końcu i wspólne życie. Wszystko zakończyło się spektakularnym rozwodem, w efekcie którego moja żona dostała dom, który razem wykończyliśmy, by mieszkać w nim z naszą córką (urodzoną się w dniu, w którym otrzymałem pocztą papiery rozwodowe). Teraz przynajmniej wiem, jak zabrać się za samodzielne wykańczanie wnętrz w moim nowym mieszkaniu…