Tuż po studiach żyłem jeszcze przez kilka miesięcy w mieszkaniu wynajmowanym ze znajomymi przez ostatnie pięć lat. Już wtedy postanowiłem, że chcę mieć własny dom. Oczywiście tuż po studiach nie było mnie stać na takie przedsięwzięcie. Wyprowadziłem się do niewielkiego mieszkania i odkładałem pieniądze przez wiele lat, snując marzenia o nowym lokum, o jego wystroju i topografii. Kolejne pomysły na wnętrza przychodziły do mnie same. Miałem już całe zeszyty pełne projektów i koncepcji. Wreszcie, z pomocą rodziców i pożyczki z banku, rozpocząłem realizację swojego zamiaru. Każdy etap pracy, jeden po drugim, sprawiał mi ogromną przyjemność. Nie robiłem, rzecz jasna, wszystkiego sam: wynajęty zespół specjalistów przygotowywał fundamenty, wznosił ściany, kładł dach. Większość wolnego czasu spędzałem na budowie. Schody zaczęły się w chwili, gdy trzeba było zabrać się za tak zwaną wykończeniówkę. Chociaż miałem wiele pomysłów, oczyma wyobraźni wszystko wyglądało inaczej – planowane przeze mnie rozwiązania nie spodobałyby mi się w rzeczywistości. Aranżację wnętrz trzeba było rozpocząć od podszewki. Okazało się, że zupełnie nie mam drygu do tego typu spraw…